Drzemie we mnie wulkan

Silna i niezależna, a jednocześnie krucha i delikatna. Katarzyna Groniec jest złożona ze skrajności, jak prawdziwa kobieta. I prawdziwa artystka, która potrafi zahipnotyzować publiczność. Nam mówi o tym, co robi, żeby na koncertach olśniewać nie tylko głosem...

Sekret Urody Katarzyna GroniecNa scenie jest ekspresyjna, daje się porwać emocjom – w życiu prywatnym jest raczej powściągliwa: stonowana, wyciszona. - Pozory mylą! - burzy swój mediany image Katarzyna Groniec. - Bardzo często bywa przecież tak, że ludzie, którzy na pozór są spokojni i cisi, pod skórą przeżywają mnóstwo kataklizmów: wybuchy wulkanu, powodzie, zamiecie - najgorsze, ale i najlepsze rzeczy, które może przynieść życie. Nauczyłam się jednak żyć z tym pozornym spokojem. Jest to - nie ukrywam - pewien rodzaj maski. Łatwiej mi udawać osobę opanowaną (chociaż naprawdę staram się nią być!), ukrywając bogate życie wewnętrzne. Bo to, co dzieje się w środku, a niewidoczne jest dla oka, bywa bardzo męczące. Jeżeli udręką można nazwać ciągłą analizę, rozmyślanie, wymyślanie i „grzebanie” w sobie, to cały czas się czymś dręczę – wyjaśnia wokalistka. Co zakłóca jej spokój? Co ją męczy, a co drażni? To wiedzą wyłącznie ci, którzy są z nią naprawdę blisko. Ale... też nie zawsze. Bo artystka nie ma zwyczaju dzielić się swoimi lękami i nadziejami. Jej zdaniem, nie ma takich słów, którymi można opowiedzieć drugiemu człowiekowi swój stan emocjonalny. - Wszystkie słowa banalnieją w momencie ich wypowiadania. W trudnych chwilach mówimy, że jest nam źle. Tyle że NIKT nie zna ogromu smutku tej drugiej osoby! Oczywiście, jeżeli posiada cechę zwaną empatią, potrafi wyobrazić sobie jej stan, ale będzie to wyłącznie JEGO wyobraźnia. Tak samo trudno jest opisać wielką radość - zauważa artystka. Dlatego woli milczeć. Słowa zostawia sobie na taki moment, kiedy są już niezbędne. - Jeśli ktoś odczuwa podobnie, słowa są zbyteczne - jeśli nie, żaden opis mu nie pomoże, bo i tak niczego nie zrozumie. Oczywiście, mam na myśli tę bardzo bliską więź, która pojawia się między ludźmi rzadko – wyjaśnia Groniec. Takie „porozumienie dusz” daje się też odczuć na koncertach, mimo że artystka nigdy nie stara się przypodobać publiczności. Nie udaje gwiazdy, bo... wcale się nią nie czuje. Czerwony dywan, flesze aparatów, udział w programach rozrywkowych? To nie jest jej świat! - Ja żyję po swojemu. Już jako młoda osoba miałam w głębokim poważaniu różne trendy. I tak mi zostało. Nie robię z tego żadnej filozofii życiowej, po prostu nie radzę sobie z rzeczywistością narzuconą. Albo żyję po swojemu, albo od razu mnie pogrzebcie, bo i tak strzelę sobie w łeb – akcentuje. Ale ta „inność” jest jej siłą...

SPA dla duszy i ciała? Tak, ale... w celi do medytacji!

Wokalistka zapewnia, że wcale nie jest typem samotnika - po prostu samotność jest w nią wpisana naturalnie. Potrzebuje jej, jak powietrza - zwłaszcza po intensywnej pracy. Marzy wtedy, że wyjedzie gdzieś daleko, daleko stąd, na dłuuuugi czas zamknie się w skromnej celi medytacyjnej, wrzuci telefon do morza, a potem będzie tak po prostu chłonąć i kontemplować życie, w żółwim tempie. Długie wczasy w luksusowym ośrodku SPA? - Hmm, brzmi kusząco - Kasia przenosi się tam myślami. - Tyle że... ja się tam nudzę! - wraca szybko na ziemię. Wie jednak, że w jej zawód wpisany jest dobry wygląd, więc od czasu do czasu robi coś dla siebie.

Co dokładnie? - Niewiele – wybucha śmiechem. - Mam jakiś krem, więc go wsmarowuję. I to by było na tyle - zapewnia. Widząc niedowierzanie w moich oczach, przyznaje się jednak, że od czasu do czasu funduje sobie masaż, np. gorącymi kamieniami, ale nie znajduje w tym nic szczególnego. - Ludzie czasem opowiadają, że coś tak rewelacyjnie na nich podziałało: masaż czy maseczka. Też lubię się poddawać tego typu zabiegom, ale przyjemność odczuwam tylko w momencie ich aplikowania, nie przez kolejne dwa tygodnie. Płacę za godzinę przyjemności - więc tylko przez tę godzinę jestem radosna i szczęśliwa - wyjaśnia Groniec. Pamięta też ten dzień, w którym – jak sama to określa - odkryła u siebie postępującą wiotkość skóry. Gdy już otrząsnęła się z pierwszego szoku, chwyciła za telefon i... umówiła się na zabieg nawilżający.  Od tamtej pory, chodzi do kosmetyczki raz w miesiącu, a w chwilach zwątpienia nawet i dwa. - Pani kosmetyczka nakłada mi coś na twarz, a ja zyskuję poczucie, że zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy, że nie zaniedbałam siebie – z przymrużeniem oka wspomina Katarzyna.

Siłownia? Zamyślam się i zwieszam... z odważnikiem w ręku!

Jej smukła figura?.. Na pewno nie jest wynikiem diety, ani katorżniczej pracy w klubie fitness lub pod okiem prywatnego trenera. Artystka nie jest i nigdy nie była typem sportowca. Od czasu do czasu zdarza jej się pojeździć na rolkach, czy wykonać prosty zestaw ćwiczeń, są to jednak działania spontaniczne, i raczej sporadyczne. Oczywiście, jak większość kobiet, ma wielki plan, żeby „od najbliższego poniedziałku” (od wiosny, jesieni, po świętach itd.) zacząć regularnie ćwiczyć. Kiedy wypowiada tę mantrę, nie może powstrzymać śmiechu. - Taki plan nigdy jeszcze się nie udał, chociaż nie raz podejmowałam w życiu taki wysiłek – przyznaje. – Próbowałam nawet „walczyć” w siłowni! - Problem w tym, że... ja zamyślam się i zawieszam. I tak już zostaję z tą myślą w głowie, i z odważnikiem w ręku – opisuje samą siebie Kasia. Za to ci, którzy z nią pracują zdradzają, że Groniec jest niespokojnym duchem. I takim, który nie usiedzi w jednym miejscu. Zwłaszcza przed koncertem: aby się skupić i pozbyć tremy, chodzi cały czas po garderobie. - Wychadzam wtedy kilometry, to mnie uspokaja - przyznaje Kasia. - Z emocji zaczynam się trząść, bo robi mi się okropnie zimno. Muszę mieć wrzątek, by się nim rozgrzać. Bywa, że jest gorąco, a ja aż dygoczę, bo ze strachu oblewa mnie zimny pot. I szlag mnie wtedy trafia, a nerwy zżerają. Oto ta spokojna i zrównoważona osoba! - kpi ze swojego medialnego wizerunku artystka. By może pokonane kilometry, poza funkcją odstresowującą, mają też inną cudowną zaletę - pomagają jej utrzymać filigranową figurę? W to akurat Kasia wątpi, chociaż... może coś w tym jednak jest? - Nie mogę się pochwalić zdrowym sposobem odżywiania. Śniadań nie jadam w ogóle, nie mogę. Jestem głodna w okolicach godziny 14.00, więc zjadam wszystkie posiłki, jakie tylko się da - śmieje się. W dniu kiedy ma koncert, obiad jest jej ostatnim posiłkiem. - Na głodniaka gra się lepiej! – mówi, jak wszyscy artyści. U niej górę bierze... trema. - Należę do osób, które gdy się denerwują, nie mogą jeść - w odróżnieniu do tych, które rzucają się wtedy na żarcie i wyjadają łapczywie pół lodówki. A że życie bywa stresujące, i taki sobie zawód wybrałam, to zdenerwuję się ze dwa razy i... spalam się. - mówi Groniec. Jej trema jest konstruktywna. To dzięki niej zawsze wychodzi na scenę perfekcyjnie przygotowana i od lat uwodzi głosem. A jaka jest naprawdę?.. Odpowiedź jest w jej muzyce...

 

tekst: Ewa Anna Baryłkiewicz